niedziela, 19 września 2010

kaloszowa niedziela



spacer po okolicznych polach.Radość,że można wskakiwać w kałuże i nie martwic się błotem.Młodszy jak oszołomiony cały czas powtarzał boto;)a Starszy próbował dociec,czemu w filmach bohater często żuje zerwane źdźbło trawy:) i dlaczego ja nie znam odpowiedzi....Kolejne odkrycia za nami.W najbliższej okolicy mamy kanałek i rosnące tam pałki.ech patrząc na zdjęcia mogę poudawać,że w pobliżu jest jezioro;)a w gąszczu zieleni na pewno czeka na nas czterolistna koniczyna.

7 komentarzy:

  1. Ja także, z wielką ochotą
    wskoczyłabym w takie błoto!

    :):):):)

    OdpowiedzUsuń
  2. a ja ciagle nie mam kaloszy, przydalyby si ejakies fajne kolorowe, w ten sposob stworzylyby niezly zestaw kolorystyczny z blotem.
    Piekne zdjecia
    Pozdrawiam
    Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. dziękuję Wam za miłe słowa.Dopiero się uczę zdjęć:)
    B. kalosze miałam biało -czarne w kwiaty parę lat temu,ale pękły.Tak sobie myslę,że w obliczu tych wszystkich stajlowych za grubą kasę kaloszy ..te moje zielone gumiaki z ogrodniczego wyglądają oryginalnie.hahaha

    OdpowiedzUsuń
  4. na deszczową pogode kalosze są niezastąpione. no i można skakac po kałużach (;
    znalezliscie czterolistna koniczyne?

    OdpowiedzUsuń
  5. koniczyny nie szukałam:)jestem pewna,że jest na tym ujęciu i przyniesie mi szczęście hahaha.Te wyprawy w takie zwyczajne miejsca będziemy powtarzali.Szczególnie po tym jak mnie Starszy mnie wprawił w zdumienie tekstem widząc na polu ziemniaki :mamo ja nigdy nie jadłem ziemniaków z pola ,tylko zawsze ze sklepu:)

    OdpowiedzUsuń