Jakoś średnio fajny ten listopad,wieczne choroby,zmartwienia większe i mniejsze.Weny nie mam,zdjęć nie robię ostatnio.Szaro buro.Młody codziennie zakłada plecak i mówi,że chce iść do przedszkola,a mi serce się zaciska,bo nie ma miejsc:(wrrrrr.Mam nadzieję,że pierwszy śnieg podziała na mój umysł jak katarsis.
Zaległe fotki.Mało urokliwe,bo robione tuż po upieczeniu paluchów nocą.Starszy zaniósł dumny i blady do szkoły całe pudło i poczęstował dzieciaki i panie:)Za rok powtórka.Może zresztą wcześniej z okazji urodzin :)
Pierwszy raz je robiłam .Nie jestem jakoś uzdolniona niestety manualnie,ale uważam,że fajne wyszły.Zalecam jednak zblanszowanie zgodnie z przepisem migdałów.Ja tego nie zrobiłam i szczerze mówiąc spieczone migdały nie są jadalne,chociaż wygląd cudny.
PRZEPIS z galeri potraw
przed
Ojejku, jakie fajne! I jakie straszne ;-)
OdpowiedzUsuńSsstrrrraszne są!!!! Ale pewnie smaczne :)
OdpowiedzUsuńWyglądają strasznie ;) Ale pewnie są pyszne!
OdpowiedzUsuńHej
OdpowiedzUsuńchyba coś się pokręciło Ci w komentarzu u mnie!
Zapraszam na candy!
naprawdę smaczne polecam:)Nawet siostra zakonna ze szkoły się skusiła,chociaż trochę sie obawiałam,że może negatywnie zareagować
OdpowiedzUsuńFolkmyself już:)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń